Woodstock 2013 – relacja

Przystanek Woodstock to jeden z największych festiwali na wolnym powietrzu w Europie. W tym roku jest organizowany już po raz 19ty. Fani muzyki i wolności zbierają się w Kostrzynie, żeby przeżyć ten czas razem. Ten tekst piszę głównie z myślą o ludziach, którzy na tej imprezie nie byli, ale jak ktoś był i chcę sobie przypomnieć to proszę bardzo. Przedstawię wam panującą atmosferę, to jedna z ważniejszych rzeczy na Woodstocku. Opiszę jak to wszystko wygląda ze strony organizacyjnej, jakie są rozrywki i jak na festiwalu ciekawie spędzić czas. Odnoszę się oczywiście do tegorocznej imprezy, więc nie zabraknie także komentarza do aktualnych wydarzeń. Przystanek jest bardzo ciekawym przeżyciem i myślę, że to ważne, aby zwyczaj organizowania przetrwał jeszcze wiele wiele lat. Piszę to, jako osoba niespecjalnie przepadająca za tłumami ludzi, lecz ten tłum porywa.

Historia

Festiwal po raz pierwszy miał miejsce w 1995 roku. Jest organizowany przez Fundację Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Nazwa wzięła się od imprezy, która odbyła się w sierpniu 1969 na farmie M. Yasgura w Bethel koło Nowego Jorku. Woodstock leży 69 kilometrów od tej miejscowości. Pierwszy festiwal mimo braku należytej promocji zgromadził blisko pół miliona ludzi. Legenda wyrosła z tzw Dzieci Kwiatów. Peace, Love and Happiness to pierwotne hasło festiwalu. Festiwal organizowany jest po 10 raz w Kostrzynie nad Odrą, od początku istnienia wstęp oraz pobyt jest całkowicie darmowy. Pieniądze zostają zebrane od sponsorów. Jak zauważyłem, reklam wbrew pozorom wcale nie jest tak wiele.
~na podstawie wikipedia.org

 

Dojazd

Jadąc na Woodstock można wybrać kilka sposobów transportu. Część z osób podróżuje samochodami, gdzieniegdzie można spotkać jeszcze Volkswageny „Ogórki”, ale to już rzadkość. Najtaniej można jechać autostopem, ale nie zawsze jest to pewne. Najpopularniejszy sposób podróży to PKP. Na festiwal, co parę minut przyjeżdżają nowe wagony wypełnione ludźmi. Ja wyjeżdżałem z Krakowa, spodziewałem się imprezy już w pociągu i rzeczywiście tak było. Linia którą jechałem była specjalnie dedykowana na koncert, atmosfera w przedziale była całkiem w porządku. Innymi słowy nie było osób, którzy kazaliby komuś wlewać w siebie litry alkoholu, chociaż jak się później okazało – tych, co przesadzili była pewna grupka. Po wypróbowaniu szerokiej gamy trunków zaproponowanych mi przez towarzyszy podróży próbowałem zasnąć, ale dopiero nad ranem mi się to udało.

 

Pierwsze wrażenia

Podróż trwała ponad 12 godzin. Rano zastała mnie świetna pogoda. Po rozejrzeniu się na dworcu szybko dowiedziałem się, że na festiwal można dotrzeć na trzy sposoby. Na nogach jest to około 3 kilometry(wybrałem ten sposób), taxi (20 zł, niezła taryfa) oraz autobus (parę zł). Myślałem, żeby kupić sobie coś do picia, ale widząc oblężone sklepy (zdjęcie powyżej) stwierdziłem, że jakoś z tym poczekam. Spacer był dobrym pomysłem, chociaż torba obtarła mi nieco ramię. Ludzie witali się ze sobą mijając, można było z kimś pogadać. Z każdą kolejną minutą człowiek coraz bardziej chciał już tam być i wszystko zobaczyć. Mijając po drodze kilka knajp i setki ludzi dotarłem wreszcie na miejsce. Widząc już promienie światła na końcu leśnej drogi mijałem tuziny namiotów schowanych w lesie. Tłok był coraz większy. Jak się okazało byłem umówiony po zupełnie innej stronie festiwalu. Minąłem wielka scenę, zupełnie pustą (zdjęcie na samej górze). Co ciekawe teren był pilnowany przez jedną osobę. Ochrona jak widać była dobra, bo nikomu nie przychodziło na myśl tam wchodzić. Może to tylko pewien szczegół, lecz wzbudza to zaufanie do otaczających ludzi. Na Woodstocku zresztą ochrony jest bardzo mało, funkcjonuję coś nazywane „patrolem”, lecz pełni raczej rolę pomocniczo-informacyjną.

 

Warunki

Jeśli ktoś nie jest zwolennikiem wypoczynku na łonie natury to Woodstock może go zawieść. Głównym miejscem, gdzie można się wyspać to własny namiot. Pole namiotowe jest ogromne i mnóstwo czasu zajęłoby odkrycie całego. W tych większych skupiskach byłem, ale niestety nie udało się zrobić ciekawej fotografii, która uchwyciłaby ogrom zjawiska. Na kempingu jest ciekawie, ludzie wymieniają się różnymi rzeczami. Niektórzy mają wywieszone flagi z różnymi napisami bądź grafikami. Im bliżej centrum tym jest większy ścisk, w pewnym momencie jest namiot na namiocie. Niektórzy przyjeżdżają własnymi kamperami. Na zdjęciu powyżej przedstawiony jest jeden z wielu podobnie długich rzędów Toi-toi. Toalety to raczej zmora festiwalu, lecz utrzymanie zadbanych ubikacji dla kilkuset tysięcy osób to byłby rekord świata. Kolejny ważny aspekt to higiena. Na Woodstocku jest kilkadziesiąt kranów (zdjęcie poniżej) z których w praktyce non-stop leje się woda. Rano w ogóle trudno się tam dostać. Oprócz tego są prysznice, których cena w tym roku była dość wygórowana – 7 zł to dość sporo. Jeden ze sponsorów zadbał jeszcze o baseny, lecz cieszyły się małym zainteresowaniem mimo wysokich temperatur.

 

Jedzenie

Pierwszą potrawą, jaka zjadłem została zaserwowana mi przez Hare Krysznę. Kuchnia, zatem indyjska – na ile indyjska niestety nie wiem, bo znawcą nie jestem, może się ktoś wypowie? W każdym bądź razie dość sprawnie odkryłem, co znajduję się na talerzu (zdjęcie powyżej). Właściwie tylko jeden przysmak na talerzu był dla mnie tajemniczy. Potrawa składała się z: ryżu gotowanym najprawdopodobniej z kurkumom, to było polane grochówką. Ta brązowa kulka, jak się później okazało to kasza manna prażona na maśle z dodatkiem cukru, przypraw i rodzynek. Do tego coś w rodzaju chipsów, w smaku przypomina prażynki – tylko jest cieńsze i bardziej chrupkie. Danie, gdy się je jadło po raz pierwszy robiło pozytywne wrażenie, bardzo ciekawe. Ale za kolejnym razem, już tak atrakcyjne nie było. Brakowało mi czegoś, co wymaga gryzienia, a nie tylko się przełyka. Koszt? 8 zł – całkiem niezły wynik jak na ciepłe danie na festiwalu. Poza kuchnia indyjską można było zjeść różne rzeczy. Królowały dania z grilla, jakieś fastfoody. Zawsze jednak można zrobić sobie grilla u siebie, albo dla bardziej ambitnych przyrządzić coś lepszego. Podsumowując, to jedzenie na Przystanku jest dobre. Tylko z kolejkami po nie czasem był problem.

 

Ludzie

Wszyscy w pewien sposób tworzą niepowtarzalny klimat imprezy. Napotkane osoby z reguły są życzliwe, porozmawiają z Tobą i wskażą kierunek drogi. Żeby tak nie koloryzować to czasem irytowała mnie krzykliwość ludzi, właściwie, co krok ktoś się wydzierał na całe gardło. Największa grupa ludzi to osoby średnio zamożne, ocena na podstawie samochodów, jakie przyjechały może nie jest zbyt precyzyjna, ale musi wystarczyć. Wiek to raczej młodzi ludzie, wiek studencki i wyżej. Na oko było najwięcej osób z przedziału 25-30. Jeśli chodzi o wygląd zewnętrzny to duża grupa osób ubranych na czarno w klimacie metalowym i rockowym. Obuwie to glany, trampki, klapki lub brak obuwia. Spore też jest grono ludzi noszących dready. Ale Woodstock to nie tylko subkultury, jest bardzo dużo osób nieutożsamiających się z wybranym gatunkiem muzycznym. Turystów zagranicznych też możemy trochę spotkać. Przyjeżdżają głównie z Niemiec, ale można też pogadać z Anglikami, Słowakami czy nawet jedną osobę z Ukrainy spotkałem.

 

Muzyka

Artystyczna strona festiwalu niezupełnie trafia w moje gusta. Do fanów metalu nie należę, polskiego rocka lubię, reagge było niewiele, a muzyka punkowa mimo, że jest dość ciekawa to raczej nie jest mi znana. Gust to gust. Na rozpoczęciu imprezy zagrał Kamil Bednarek za którym nie przepadam. Nie to, żebym nie sympatyzował z taką muzyką – wręcz przeciwnie. Ale są artyści, przykładowo Gutek. Od wielu lat jest na scenie, ma ogromnę doświadczenie, ma moc, zapał, ale oczywiście jest mniej kojarzony. Doszedł do swojej popularności ciężką długotrwałą pracę, sam Kamil przyznał, że się na nim wzorował. Chciałbym, żeby ludzie sami dochodzili do tego co im się naprawdę podoba, a nie ograniczali się do tego co proponuję im telewizja. Ot taka dygresja. Kończe już kwestię muzyki proponowanej przez mainstream, bo nóż się otwiera w kieszeni. Na Woodstocku spodobał mi się jeden mało popularny zespół. Radical Soul Amunition zagrali całkiem ciekawy koncert, poniżej jest zdjęcie z ich występu. Z tego co mnie bardziej zainteresowało to Maria Peszek, Emir Kusturica, Happy Sad, Farben Lehre i ewentualnie Enej. W tym roku z bardziej znanych zespołów wystąpili: Big Cyc, Ugly Kid Joe, Gooral, Anthrax, Leningrad i inni.

 

Religia

Duchowość to istotna część festiwalu. Dominuje religia indyjska, czyli Hare Kryszna. Mają własne obozowisko na terenie imprezy. Jest tam zadaszona scena, gdzie można skryć się przed mocnym słońcem w dzień, a wieczór posłuchać muzyki. Tuż obok są wydawane posiłki – to właśnie tam wcześniej jadłem. Dali mi jeść, zaśpiewali, jednym słowem przekonali mnie do tego, żeby o nich napisać. Po jednym z koncertów będąc w stanie niekoniecznie trzeźwym dotarłem do ich namiotu „pytania i odpowiedzi”. Gdzie guru do późnych godzin nocnych dyskutował z każdym zainteresowanym. Na „sali” było jakieś 20 osób, nie wpuszczano nikogo z alkoholem czy papierosami. Jak się dowiedziałem, Hare Kryszna jest po prostu restrykcyjna, jeśli chodzi o wszelkie używki. Zakłócają one świadomość co przeszkadza w pełnym poznaniu Boga – jak to się wyraził duchowny. Wszyscy wyznawcy są wegetarianami, wynika to najprawdopodobniej z tego, że wierzą w reinkarnacje. Ktoś dobry za życia może liczyć na lepsze wcielenie w przyszłości, najwyższa z form jaką można przyjąć to połączenie z Bogiem, czyli brak nowego wcielenia. Hare Kryszna uważa, że gdyby wszyscy na ziemi byli wegetarianami to nie byłoby wojen. Poza indyjską religią spotkałem wyznawców tzw Jezusa Chrystusa. Księży nie było zbyt dużo, ale paru się znalazło. Właściwie raz spotkałem ich w większej grupie, gdy stworzyli okrąg i coś śpiewali. Z duchownymi można było porozmawiać, widziałem, że cały czas są zajęci.

 

Tabliczki

Musiałem poświęcić osobny dział temu zjawisku, bo jest bardzo interesujące. Na festiwalu non stop przewijają się ludzie z tabliczkami – zazwyczaj zrobionymi z kartonu i czarnym napisem. Na mniej więcej połowie z nich jest napisane „Zbieram na piwo”; „Potrzebuje na bilet” itp itd. Ilość ludzi z takimi transperentami jest naprawdę dość spora. Przechadzając się przez Woodstock można sobie czytać jakie ludzie mają jeszcze pomysły. Zdjęcie na górze to akurat tablica nie trzymana przez żadną osobę, a oferta straganu. Jakie były najciekawsze? Absolutny top to kobieta z mocno owsłosionymi nogami z napisem „zbieram na depilator”. Na szczęście nie wszyscy chcieli od nas pieniądze. Niektórzy mieli napisane „uśmiechnij się” i z wywieszonym transparentem kroczyli do przodu. Bardzo popularny motyw to „free hugs”, czyli darmowe przytulanie. I dziewczyny i faceci chodzili i przytulali się do siebie.

 

Hmm

Myślę, że powinniśmy być dumni z tego, że udało się zrobić w Polsce coś sensownego, a tym Woodstock bez wątpienia jest. Koncert na wolnym powietrzu, który każdy ma prawo odwiedzić. Przedstawiłem Wam, jak mniej więcej wygląda to wszystko, lecz wiele rzeczy z pewnością można by tu jeszcze poruszyć. Bardzo ciekawa jest ASP czyli Akademia Sztuk Przepięknych, gdzie rokrocznie znani ludzie dyskutują na różne interesujące tematy. W tym roku byli Artur Andrus, Grzegorz Miecugow, Krzysztof Skiba, Lew Starowicz i Kuba Wojewódzki. Podsumowując? Myślę, że na festiwal warto jechać. Być może będę tam w przyszłym roku, to zależy od zespołów jakie będą grały oraz znajomych mi ludzi, którzy by też się wybierali. To na tyle, jak macie jakieś wątpliwości, pytania, coś Was nurtuje albo po prostu chcecie się wygadać to zapraszam do dyskusji.

 

Źródło: archiwum internetu – http://web.archive.org/web/20130813015044/http://kulnaro.pl/woodstock-2013-relacja/

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *